dzisiaj się rozejdziemy
na wieczny czas.
Ta ostatnia niedziela,
więc nie żałuj jej dla mnie,
spojrzyj czule dziś na mnie
ostatni raz."
Tak śpiewał dobre 70 lat temu Mieczysław Fogg. Dziś jego kompozycje są przypominane, odświeżane i reinterpretowane, np przez Sony BMG, które wydało płytę Cafe Fogg, czy DJ Twistera, który zremiksował "A ja sobie gram na gramofonie".
Sam Fogg, zanim rozpoczął karierę artystyczną, pracował jako... kasjer PKP. Pozostawił po sobie ponad 2000 piosenek. Podczas II wojny światowej o mały włos nie został zastrzelony przez gestapowca, któremu nie spodobały się krzepiące Polaków utwory wykonywane przez niego w warszawskiej Bodo Cafe. Po wojnie Fogg otworzył własną kawiarnię, gdzie dawał recitale. Usłyszeć było go można także w Austrii (powojenne tournee w 1947 roku) oraz w USA (1957 rok).
Fogg miał bardzo interesujący życiorys, z którym można zapoznać się bliżej tutaj. Wiąże się z nim kawał historii przez wielkie "H".
W "tą ostatnią niedzielę" sierpnia 2009 w Barbakanie odbyła się impreza organizowana przez Muzeum Historyczne Miasta Kraków. Wydarzenie to miało za zadanie promować powstające w Fabryce Schindlera muzeum wojennych losów Krakowa.
Można było obejrzeć przedwojenne zdjęcia Krakowa - mieszkańców, miejsc i budynków sprzed 70 lat, i tym samym porównać teraźniejszość z przeszłością. Były części Krakowa, które nie zmieniły się prawie wcale (okolice Pałacu Prasy i Poczty Głównej), i były też takie, których nie potrafiłam rozpoznać (skrzyżowanie ul. Lubicz z Potockiego, obecnie Westerplatte).
Co pół godziny konferansjerzy czytali autentyczne wiadomości i ogłoszenia (w tym również matrymonialne!) z lat 30. Między kolejnymi "wejściami" wiadomości posłuchać można było muzyki z tamtych lat. Wszystkim miłośnikom takiej muzyki chciałabym polecić przy okazji pewne całodobowe radio internetowe, które "specjalizuje się" w takich właśnie klimatach.
Do sedna: jednym z punktów programu imprezy był pokaz fryzur salonu L'Oreal a także pokaz mody inspirowanej latami międzywojnia, wg duetu Zemełka & Pirowska. Sukienki na wieszakach można zobaczyć tutaj. Zamieszczam kilka zdjęć z całego wydarzenia.
Hania, spotkana na imprezie. Więcej wystylizowanych na te lata ludzi nie było, a szkoda, bo liczyłam na to.
Fryzjerki podczas pracy:
Kilka zdjęć z pokazu mody:
A jeśli chodzi o wrażenia własne, czysto subiektywne: udało mi się wyłapać kilka błędów, jeśli chodzi o merytoryczną stronę tego, co usłyszałam od (fatalnie ubranej, jak na tą imprezę i w ogóle) konferansjerki. Głównie na temat mody lat 30. Np to, że jakoby w latach 30. modne były luźne sukienki z obniżoną talią - zawsze byłam przekonana, że w latach 30. z workowatych sukienek zaczęły wyłaniać się kobiece kształty, że chłopczyce były już wtedy w odwrocie - bardziej chodziło o zabawę męskim wizerunkiem spod znaku Marleny Dietrich, o błysk, glamour. Poza tym, błąd podstawowy, jeśli chodzi o fryzury - fryzura szatynki jest typowo secesyjna, suknia też zahacza o secesję - a przecież od secesji do lat 30. upłynął szmat czasu...
A propos stroju pani konferansjerki - organizatorzy mogli "zaszaleć" i poprosić obsługę o w miarę jednolity ubiór w stylu lat międzywojennych... Zabrakło mi szczegółów, pasujących detali i chociażby kawiarnianych stolików (były stoły w stylu zakopiańskim), ale może wymagam za dużo i mam fioła na punkcie detali oraz tamtych czasów. Szkoda też, że w kawiarni można było zamówić coca colę w plastikowym kubku zamiast kawy czy herbaty w porcelanie ;-)
Możliwe jednak, że na wieczornym dansingu zaległości i błędy zostały naprawione ;-)
Szkoda, że o imprezie poinformowani zostali głównie turyści i przypadkowi spacerowicze - liczyłam bardzo na stylizacje spod znaku Hani... głównie dlatego tam się pojawiłam... i się przeliczyłam. Być może innym razem, albo na innej imprezie w stylu międzywojnia.
matko..ja mam sobowtóra- patrz dziewczyna w różowej sukience i turbanie...aż się przestraszyłam...
ReplyDeleteMiałam zaproszenie na tę imprezę,ale niestety nie miałam szans się tam pojawić.Żałuję,i to jak!
ReplyDeleteA ja chciałam dodać tutaj moje 3 grosze, cóż nie obrażając nikogo, muszę powiedzieć, że salon fryzjerski reklamowany na imprezie jest katuszą dla kobiety, a przynajmniej taki był dla mnie... nie polecam, zresztą myślę, że łatwo to można zauważyć patrząc na fryzury modelek.
ReplyDeleteGabi, błąd merytoryczny to fakt, że blondynka miała grzywkę, co w tamtych czasach raczej nie było mile widziane. Blondynka była ubrana w stylu charlestone, ale miała za krótką sukienkę. Z kolei w pokazie fatalna była kolorystyka, fasony bardziej z lat 80 niż przedwojenno/wojennych.
ReplyDeleteHania:)
@Natazilka: modelki raczej nie były poddawane tego typu torturom, co Ty - ba, uśmiechały się nawet! ;-) Jeśli mogę sobie pozwolić na trochę prywaty: na następny raz mogę Ci polecić salon Agnieszki Jaśko na Grzegórzeckiej - pod każdym względem. Robiłam tam sobie kolor i zapłaciłam prawie o połowę mniej, niż Ty. I fryzjerka nie próbowała namawiać mnie na ścięcie - powiedziała tylko, że u mnie to będzie tylko cieniowanie i zrobi mi je w cenie koloru. Wyszłam bardzo zadowolona.
ReplyDelete@Ezra vel Hania :-) : zauważyłyśmy to samo z Marcepanową. Ale może fryzjerki / modelki nie chciały aż takich ingerencji w imię pokazu, który trwał może 10 minut - góra. Trzeba było wziąć kogoś z widowni i zrobić mu boba ;-) Fryzura szatynki w każdym razie mnie zabiła... Zabiły mnie też stroje prezentowane przez modelki na pokazie Z&P - nie chciałam jednak wylewać całej swojej żółci w tej notce - zawsze staram się szukać jakichś pozytywów, może jestem chorą idealistką, ale tak jest.
Jednak muszę to napisać: konia z rzędem temu, kto znajdzie tam więcej niż 2-3 nawiązania do lat 30., czy nawet całego międzywojnia.
P.S. Zemełka i Pirowska z tego co zauważyłam, nie szyły nic nowego specjalnie z myślą o tym pokazie. Kojarzę projektantów, którzy tworzą rzeczy bardziej nawiązujące do tej stylistyki - jeśli jesteś zainteresowana, sięgnę po notes, bo podczas Cracow Fashion Awards sobie zanotowałam ;-)
ReplyDeleteGabi, LUDZIE NIE KUPILIBY MODY Z LAT TRZYDZIESTYCH BO WYDAJE IM SIĘ MNIEJ PRZYSTĘPNA. Taka jest prawda. Dopadowali na tej imprezie te czasy do współczesnych potrzeb konsumenckich. W latach trzydziestych kobiety miały natłuszczone włosy, pokarbowane, nie było grzywek (proste dziewki nosiły grzywki- co widać na filmie "Królowa przedmieścia"), szerokie ramiona, wcięcie w talii, nie miały brwi (rysowały je sobie). Jest w tym dużo cech, które nie są do schrupania przez dzisiejszego konsumenta. Obecnie modę sprzed lat pokazuje się w formie papki, mieszanki tego co dzisiaj trendy i minimalnego, symbolicznego (jak w sokach) 0,2% kwintesencji dawnych lat. Akurat modą z tamtych lat pasjonuję się namiętnie wręcz i zajmuję. Marudziłam okrutnie (mój narzeczony muzyk, narzekał na nagłośnienie i zespół). Trochę się zawiedliśmy, ale muszę przyznać, że to cudownie, że cokolwiek w tym stylu zostało zoragnizowanego.
ReplyDeleteCo do dancingu, to grał na nim zespół (ten sam co wcześniej) te same utwory. Publiczność siedziała, przed sceną był mini parkiet na którym tańczyło góra 6 osób z czego cztery to uczniowie szkoły tańca. Sam pokaz tańców składał się z tych najbliższych współczesnym tango, walc (i coś jeszcze było, ale się spóźniłam na to). A szkoda... Chętnie pomogę w organizacji imprezy podobnej tej, tylko lepszej:P...
ReplyDeleteEzra: jasne, że nie kupiliby, ale od tego (moim zdaniem) jest moda na vintage, żeby popularyzować pewne elementy, konfrontować je ze współczesnością - moda jak dla mnie jest zabawą, a vintage - umiejętnym adaptowaniem przeszłości do współczesności, a nie przebieraniem się za swoją prababcię. ;-) Nigdy nie przebierałam się w coś, w czym źle bym się czuła, zresztą i tak na pewno nie uzyskałabym dosłownego efektu - jestem "za duża" jak na "wzorcową kobietę" lat 20.-30., a fryzura na pazia i wyskubane brwi to ostatnie, co do mnie pasuje. Nie wątpię, że są osoby, które wystylizowane, a nawet, zdaniem niektórych, przestylizowane, czują się w swoich ubraniach dobrze (znana Ci pewnie Piksi), ale to margines. (Z drugiej strony zauważ jednak, że sklepy z odzieżą vintage kwitną w PL jak grzyby po deszczu). Są pewne zapożyczenia, bo trudno żeby ich nie było, ale już bez związku z latami międzywojnia - patrz: olbrzymia popularność torebeczek na bigiel, które przecież z torebkami sprzed 70 lat niewiele mają wspólnego. Trudno, żebyśmy wrócili dokładnie do tego, co było. Moda przecież wiąże się ze zmianami stylu życia kobiet (i nie tylko kobiet zresztą).
ReplyDeleteszaro niebieska stylizacja jest wg mnie the best
ReplyDeleteMasz rację Gabi. Ja wiem, że trzymając się mody można się wielokrotnie przejechać na niej. W latach 20/30 było mnóstwo kobiet, którym ówczesna moda nie pasowała fizycznie. Ja uważam, że moda, tak jak piosenka wprost stoworzona jest do własnej interpretacji, zmiany tonacji pod siebie.
ReplyDeletePS. Podobno we wrześniu ma być na podgórzu kolejny pokaz mody przedwojennej. Ja nie zaryzykuję aby się tam pojawić. Wyczulona jestem, niestety, kocham tamten styl - współczesne jego wersje to dla mnie taka mała profanacja:P...