Relację z CFA podzielę na dwie części. Na początek kilka słów o dobrych stronach całego wydarzenia. Kto jest ciekawy słabych punktów i łaknie gorących informacji, może od razu przejść do części drugiej, która zawiera (mam nadzieję, że konstruktywną) krytykę imprezy. Byłabym wdzięczna, gdyby nasz „partner” – SAPU się do tych słów jakoś odniósł. Liczę na to, że nie okażę się tytułowym malkontentem, bo zupełnie nie o to tutaj chodzi.
Sobota, pierwszy dzień Cracow Fashion Week upłynął pod znakiem ponad 60 pokazów do obejrzenia. Sam zaproszony jak co roku Jerzy Antkowiak podsumował, że poziom pokazywanych kolekcji był wysoki, i z perspektywy 5. rzędu w Nowohuckim Centrum Kultury, gdzie odbywał się pokaz, mogę to potwierdzić. Wydaje się, oglądając kolekcje z ubiegłych lat, że
z roku na rok uczelnię SAPU kończy coraz więcej naprawdę utalentowanych ludzi, którzy obserwują bacznie to, co dzieje się w światowej modzie, nie zamykają się na resztę świata,
są gotowi na ciężką pracę, ale i wielkie sukcesy. Niektórzy naprawdę na to zasługują (tak jak Michał Wójciak i jego Malkontent, zwycięzca CFA 2013 oraz Aneta Szydło, autorka kolekcji Przebudzenie, a impreza CFW może stać się dla nich wspaniałym wstępem do dalszych sukcesów. Były to dwie kolekcje, które naprawdę wyróżniały się spośród innych.
Tytułowy
Malkontent Michała Wójciaka okazał się dość wybrednym, jeśli chodzi o strój dżentelmenem. Męska część kolekcji nasuwała mi skojarzenia z czasami Trumana Capote (lata 50. i 60.) i głośnymi imprezami, których był uczestnikiem. Na uwagę zasługują tutaj takie detale jak łączenia materiałów i kolorów, rozwiązania w męskich marynarkach, pelerynka damska, stworzona z części marynarek oraz autorskie BUTY (!) – awangardowa wersja klasycznych półbutów lub creepersów, które można zobaczyć wszędzie. Przyznaję się, że nie doceniałam tej kolekcji, ale po ponownym przyjrzeniu się, zmieniłam zdanie.
Inna kolekcja, która zasługuje na wyróżnienie, to kolekcja
Przebudzenie Anety Szydło, która świadomie lub nie, zaproponowała bohaterom Matrixa wygląd i stylizacje na rok 2013. Dokładnie tak mogliby wyglądać aktorzy, gdyby rodzeństwo Wachowskich postanowiło nakręcić kolejną część tego kinowego hitu. Chapeau bas za spójność, perfekcję, szycie futer i skór – dla osoby, która potrafi przyszyć sobie guzik, albo zwęzić w pasie spodnie metodą chałupniczą jest to mistrzostwo świata ;).
A teraz kilka słów krytyki. Krytykuję głównie wtedy, kiedy widzę, że coś ma potencjał by stać się lepszym, nie dla czystego „hejterstwa”, więc postaram się ważyć słowa. Nie chodzi mi o to, by dostać dożywotni zakaz wejścia na CFA i CFW, tylko o to, by wskazać, co można zrobić za rok lepiej. Tak, żeby za rok siedzieć na zupełnie inaczej wyglądającej imprezie, być traktowanym po ludzku, i nie musieć martwić się chociażby o to, czy ktoś mnie nie podsiądzie, kiedy wyjdę za potrzebą.
Impreza ma prawdziwy potencjał, ale trzeba dać jej się rozwinąć, wpuścić nieco świeżego powietrza. Głównym problemem jest sala w NCK, która nie zmieściła wszystkich chętnych - myślę, że to z tego powodu tak naprawdę zapanował organizacyjny chaos. Taka impreza jak CFA potrzebuje zdecydowanie więcej przestrzeni. Wydaje mi się, że
Cracow Fashion Awards zaczyna się w Nowohuckim Centrum Kultury dusić – mając tyle do zaprezentowania i potencjalną olbrzymią liczbę chętnych gości, których sala po prostu przestaje fizycznie mieścić. Wydaje mi się też, że ktokolwiek na cokolwiek dostaje zaproszenie, to powinno być to w założeniu równoważne z dostaniem się na salę i uczestniczeniem w wydarzeniu. Zwłaszcza, kiedy wymieniany jest ze sceny jako „partner” imprezy. Wystarczyło uprzedzić, że mimo zaproszenia istotna jest godzina przybycia (zupełnie jak przy wykupie miejscówki w PKP - ale czy o tego typu wejście chodzi i czy to dobry wzorzec?). Partnerstwo powinno opierać się z założenia na jakiejś wzajemnej relacji i szacunku, tymczasem Małopolskie Bloggerki, które zostały takim właśnie „partnerem” i dostały zaproszenia, w większości w ogóle nie weszły na pokaz, o czym jeszcze szerzej pisze Amelia Zioło -
SZCZEGÓŁY TUTAJ, KLIK!
Sama, dzierżąc w dłoni zaproszenie typu „VIP” miałam do czynienia z dość niemiłą wolontariuszką na „bramce”, która usiłowała z nieznanych mi powodów zawrócić mnie do wyjścia, widząc, że mam zaproszenie, i widząc, że jest ono
vipowskie – ale skrót ten najwyraźniej nic nie znaczy. Widocznie nie wyglądam jak VIP ;) ani nawet nie jestem podobna do Jerzego Antkowiaka czy Krystyny Mazurówny. Rozumiem, że sala nie jest z gumy, a chętnych była masa (którzy po pierwszej lub drugiej części w połowie się wykruszyli), ale nie powinno w ogóle dochodzić do takich sytuacji. I nie rozumiem, dlaczego jednak doszło, skoro sama impreza ma już kilkanaście lat tradycji. Przykładem na to, jak poradziły sobie z tym inne miasta, mogą być choćby Katowice. Katowice, w których nie ma szkoły, w której można uczyć się projektowania, i które nie mają większych artystycznych tradycji.
Silesia City Center wybudowała własny wybieg i showroom specjalnie na okazję Silesia Fashion Look. Powstał ogromny namiot z wybiegiem. Szczegóły i zdjęcia można znaleźć na fanpage’u Silesia Fashion Look na Facebooku:
KLIK!
Jaśniejszym punktem weekendu okazały się niedzielne warsztaty i wykłady.
Niedzielne otwarte wykłady (m.in. Jerzego Antkowiaka, Jacka Kłaka i Michała Zaczyńskiego) oraz warsztaty w ramach konferencji dla bloggerek są świetnym pomysłem do rozwinięcia i kontynuacji, pod warunkiem oczywiście, że bloggerzy, reklamujący imprezę i wywiązujący się ze swojej części zobowiązań, nie będą w przyszłości z niewiadomych powodów traktowani „z buta”. Oprócz wymienionych osób warsztaty prowadziła
Gosha Kusper, stylistka Galerii Krakowskiej, która natchnęła chyba wszystkie uczestniczki i podładowała im baterie do dalszej pracy, pojawili się też
przedstawiciele allani.pl, którzy opowiadali o kulisach współpracy reklamodawców z bloggerami i dawali dobre rady odnośnie tejże, dowiedzieć też się można było co nieco o makijażu i o włosach – na chętnych uczestniczkach były wykonywane mini metamorfozy, a
fryzjerzy z Creative Cut i makijażystka – Dorota Galińska cierpliwie odpowiadali na niekończące się pytania odnośnie pielęgnacji włosów, farbowania, cięcia, smokey eye, modelowania twarzy makijażem i kolorów szminek. Kropką nad i były wieczorne
warsztaty fotografii, prowadzone przez jedną z wykładowczyń w SAPU.
Należą im się podziękowania za to, że tak fachowo podeszli do tematu, cierpliwie odpowiadali na niekończące się pytania (moje też) i potraktowali blogerki profesjonalnie i z szacunkiem. Warsztaty były w 100% dostosowane do potrzeb uczestniczek. Mimo wszystko, wyniosłam z tego weekendu sporo wiedzy, inspiracji, i utwierdziłam się w pewności, że nadal chcę pracować nad swoim blogiem, rozwijać się w tym kierunku.
Szkoda tylko, że strona organizacyjna pozostawiła pewien niesmak. Mam jednak nadzieję, że organizatorzy imprezy wyciągną z tych sytuacji właściwe wnioski. Na ich miejscu byłabym wdzięczna za konstruktywną krytykę ze strony zaangażowanych „partnerów”, bloggerów, których głos jest słyszalny i liczy się coraz bardziej.